sobota, 25 października 2014

Nie da się zapomnieć...

Chyba już wszyscy na swoich blogach o tym pisali,więc i mnie natchnęło.Dzień Dziecka Utraconego...Byłam z dziećmi na turnusie,miałam mnóstwo czasu na przemyślenia.I uświadomiłam sobie,że w głowie mam cały czas jedną wizję.Tyle lat minęło,a ja nadal pamiętam jakby to było wczoraj.
Kiedy Adrian leżał na OIOM-ie urodziła się dziewczynka.Wcześniak w 28 tc.Mamę dziewczynki położyli razem ze mną na sali.Kobieta 35 lat i była to jej trzecia ciąża.Pierwsze dziecko wcześniak,nie przeżyło.Bliźniaki z 27 tc cudem uratowane.
Z dziewczynką było bardzo źle.Miała silne zakażenie organizmu.Lekarze robili co mogli,ale wiedzieli już,że nie da się więcej zrobić.Dziewczynka była maleńka,widać,że walczy,ale pomału gasła...
Na Drugi dzień wiedzieliśmy,że jest z nią źle.Pani doktor powiedziała,że już nic nie mogą zrobić i kazała matce pożegnać się z dzieckiem.Zrobiła nad nią znak krzyża.Nie wytrzymałam i poryczałam się.A matka dziecka...Miałam wrażenie,że jest w zupełnie innym świecie.Paliła jeden za drugim,śmiała się rozmawiając przez telefon.
Wieczorem chciałam iśc do Adrianka i jak co dzień powiedzieć mu dobranoc.Usłyszałam-"moja  mała już nie żyje,lezy zawinięta w pieluchy na parapecie".Nogi się pode mną ugięły.Tej jeden jedyny raz przez 45 dni jak Adrian leżał w inkubatorze nie poszłam do niego.Nie dałam rady.Czy dziewczynka leżała na parapecie-nie wydaje mi się,ale nie byłam w stanie tego sprawdzić.
Matka,no cóż.Na drugi dzień ze szpitala się wypisała...
Czy można się z tym pogodzic?Jak można to zrobić?To dziecko było namacalne,prawdziwie piękne mimo swojego wcześniactwa.A jak pogodzić się ze śmiercią kogoś,którego się nie widziało.O którym istnieniu dowiedziało się "przed chwilą"?No właśnie ,jak?
Bardzo często spotykam się z takimi osobami na co dzień.Sama mam za sobą pewne przejścia.Czy to coś zmieniło w moim życiu i zyciu tych wszystkich ludzi?Pewnie tak,chociaż jedni nauczyli się z tym żyć,chociaż nie da się zapomnieć.Ktoś zapyta-zapomnieć czego?Śmierci dziecka,jego straty?
Nie da się zapomnieć,że ktoś taki pojawił się w naszym życiu.I nie ważne,czy mieliśmy możliwość namacalną poczuć i poznać tą kochaną istotkę,czy też nie.
W takich sytuacjach bardzo często mówią o tym kobiety.To one bardziej cierpią.Ale czy na pewno?Nikt w tym wszystkim nie widzi ojców tych dzieci.Oni przecież też mają uczucia,też przeżywają stratę i cierpią.Kiedyś usłyszałam słowa od mojego małżonka-"ktoś w tym wszystkim musi być silniejszy,padło na mnie".Tak,ale tylko na jakiś czas.Uczucia gromadzone gdzieś tak w środku pewnego dnia potrzebują ujścia.
Bez wsparcia  miłości bardzo ciężko byłoby przetrwać.Dziś ma dwoje cudownych dzieciaków,które są dla nas całym światem.Są naszą miłością i radością każdego dnia.


czwartek, 23 października 2014

Po turnusie

Czas wrócić do codzienych zajęc.Dwa tygodnie na turnusie rehabilitacyjnym minęło nam bardzo szybko.Mnóstwo pracy i wysiłku kosztowało to wszystko Adriana,ale są efekty,a przecież o to chodziło.Nogi troszkę się poluzowały.Niestety nie na tyle,aby uniknąć operacji,która już jest zaplanowana na styczeń.
Dzieciaki popołudniami miały trochę zajęć nie tylko takich bardzo męczących,ale też i dających chwilę wytchnienia.Na szczęście pogoda dopisała,więc można było spędzić dużo czasu na świeżym powietrzu.
Szybko czas nam płynął w towarzystwie cudownych terapeutów  i osób przebywających na turnusie razem z nami.
Po powrocie do domu okazało się,że na koncie Adrianka w fundacji znajduje się już część wpłat z 1%.Dziekujemy,że i w tym roku o nas nie zapomnieliście.
A to już nasza turnusowa sesja :)