Po kilkunastu miesiącach starań i leczenia nie udawało nam się.W końcu daliśmy sobie spokój i wtedy właśnie okazało się,że po raz kolejny będziemy rodzicami.Wtedy,kiedy teoretycznie było to niemożliwe :) Dlatego nasza córeczka to nasz "drugi cud".
Ciąża zagrożona,skracająca się przedwcześnie szyjka,kilka pobytów w szpitalu i założony pessar.Efekt końcowy...
Wiktoria przyszła na świat w 41 tc,5 dni po wyznaczonym terminie.
Ciąża zagrożona,skracająca się przedwcześnie szyjka,kilka pobytów w szpitalu i założony pessar.Efekt końcowy...
Wiktoria przyszła na świat w 41 tc,5 dni po wyznaczonym terminie.
29
maja o 17 zaczęły sie inne bóle niż dotychczas.Ale nic nie
mówiłam,spacerowałam po ogrodzie.Bóle co raz to mocniejsze,ale ja
oczywiście twarda nic nikomu nie powiedziałam.Koło 20 mówię do mojego
M...że dzisiaj to chyba już pojedziemy.Ale on jużtak bardzo dawno
chciał jechac,że chyba nie bardzo mi uwierzył.Chciałam jak najdłużej
wytrzymać w domu.Bujałam się na piłce,klękałam w czasie skurczu.Przed 22
nakazałam małżonkowi,aby się jeszcze położyl i spróbował zasnąć.Jemu
sie udał,mnie już niesttey nie było to dane.Skurcze co 15,potem co 10
minut.W końcu po 23 stwierdziłam,że czas jechać.Budzę wiec mojego
małżonka.On, lekko zestresowany nie bardzo wiedział co
robić.Poinstruowany przez małżonkę ze skurczami co 5 minut,że trzeba
opiekę do Adrianka no i torby do samochodu.W końcu ruszyliśmy.Wszystkie
nakazy i zakazy złamaliśmy.
W
końcu dotarlismy do szpitala.A tam jak to zwykle bywa sto pytań,usg
gdzie wyleżeć przy skurczach to jakiś dramat.Przed północą byliśmy już
na porodówce.Już albo dopiero.A tam kolejne leżenie tym razem pod
ktg.Mąż bardziej przejęty całą sytuacją niz ja,kategorycznie
stwierdził,że mnie nie zostawi.Masował plecki,trzymał za rękę,podawał
wodę.
Wikunia
źle wstawiła się główką i był mały problem.Jednak po 35 minutach parcia
w końcu pojawiła sie na świecie-owinięta pępowiną.Nie płakała jak
położna położyła mi ją na brzuchu.A ja...wpadłam w panikę.Trzęsłam się
cała z zimna,zmęczenia i emocji.Słyszałam tylko jak mój mąż powtarzał
,że wszystko jest dobrze bo płacze.A ja nadal jej nie słyszłam i koszmar
sprzed dwunastu lat powrócił.W końcu podali mi małe, kwilące zawiniątko
i odetchnęłam z wielką ulgą.Dwie godziny na porodówce minęły nam bardzo
szybko.Od północy do 2.35 kiedy to na świat przyszedł nasz drugi
cud.Nasze wspólne chwile tuż po porodzie tez szybko minęły.
Położne
bardzo mi pomogły,zajęły się mną na prawdę profesjonalnie.Jestem im
bardzo wdzięczna.Jednak najbardziej pomógł mi mój kochany
mąż.Świadomość,że jest ze mną bardzo mi pomogła.Dziękuję Ci kochanie,że
byłeś z nami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz