poniedziałek, 30 czerwca 2014

Wakacje i takie tam...

 Leci nam ten czas nie wiadomo kiedy.Moje starsze dziecię zostało absolwentem szkoły podstawowej.Młodsze dziś kończy 13 miesięcy.A tak bardzo dobrze pamiętam ich przyjście na świat.I patrząc  na swoje pociechy widzę jak bardzo jestem już wiekową osobą.
Kiedy moi rodzice byli w tym wieku,właśnie tak myślałam-ale oni już maja dużo lat.A oni pracowali zawodowo,oprócz tego dbali o nas i soje domostwo.Patrząc na to wszystko dzisiaj widzę ,jak bardzo teraz na zdrowiu podupadli.A ja...
No cóż ,trójka z przodu i wcale staro się nie czuję.No i jak to zwykle bywa,moje starsze dziecię uważa inaczej.Matka jest już stara!!!!!
Tak ,trójka z przodu,a planów na życie w głowie mnóstwo.Nie tak dawno zrealizowaliśmy swoje marzenie o posiadaniu szklarni.Pomidorki,ogóreczki i papryczki...Ciężko jest troszkę ,M.. na wyjeździe pracuje,ale jakoś daję radę.Bardzo często we wszystkich pracach dzielnie pomaga Wiktoria kopiąc dołki swoją małą łapką :)
Niebawem pojawią się również kurki,które tymczasowo są pod opieką innego dobrego duszka naszego.Zostało tylko ogrodzenie solidne zrobić i zabezpieczyć wszystko przed lisami.
A co do dzieciaków naszych...Adrian odpoczywa po ciężkim roku.Plan zrealizował i zakończył podstawówkę z wysoką średnią.Po raz kolejny jesteśmy z niego bardzo dumni.
 


Wiktoria to urodzony rajdowiec.Ciągle by tylko na czymś jeździła-a to rower,a to samochód lub jakiś ciągnik.Nie wiem,co nam z niej wyrośnie :)
 


 
Bardzo się cieszę,że rośnie i rozwija się zdrowo.Jest naszą  małą śmieszką,pociechą dla każdego.Co raz częściej myślę,że jest dla nas taką nagrodą,zadośćuczynieniem za przejścia z Adrianem.
No właśnie,niby wakacje,a zanosi się u nas na pracowity czas.Czekają nas dwie wizyty lekarskie z Adrianem-dwie w lipcu i jedna w sierpniu.Ta sierpniowa będzie ważna,bo znowu będziemy musieli podjąć decyzje co do botuliny.Na pewno tak będzie,bo nogi niestety znowu są napięte.
W październiku czeka nas kolejny turnus rehabilitacyjny.Jedziemy we troje,nie ma możliwości zostawienia Wiktorii z kimkolwiek.Mamusi cycek taki mały jest i już.Bez mamy ani rusz :)
A teraz mamy zamiar odpoczywać i cieszyć się wakacjami.Czekamy tylko na lepszą,wakacyjną pogodę.

czwartek, 19 czerwca 2014

Pochłonęłam...

...tak mogę właśnie napisać.Pochłonęłam książkę,o której dość głośno było od jakiegoś czasu.Posiadając małe dziecko czasem nie mam czas po tyłku się podrapać,a tu taka niespodzianka.Niecałe dnia dni,w czasie gdy dziecko spało,albo w trakcie domowych prac.Mowa o książce Jannet Kalyta,położnej.Sytuacje w niej opisywane tak bardzo przypominały te nasze z życia.Jakbym czytała o sobie,gdzie jadąc samochodem do szpitala,rodząc swoje drugie dziecko opisywała emocje jakie nią targały.i ten opis bólu,który tak bardzo był mi znajomy.Ona,wspomagała się wspieraniem na rękach,ja na nogach...Ale ten ból,jak go opisać,jak powiedzieć mężowi co czuję.No właśnie,teraz wiem,że czułam go całym ciałem.Nawet mój mózg odczuwał wszystkie niedogodności transportu do szpitala.
Po przeczytaniu całej książki zaczęłam analizować cały przebieg naszego drugiego porodu.Czy obecność partnera w takich chwilach jest dobra.Czy jest obowiązkowa.
Dla mnie była,dla nas...Czuliśmy,że jesteśmy sobie potrzebni.Może nie sobie potrzebni...ja potrzebowałam obecności bliskiej osoby.Potrzebowałam mojego męża.
Mając nadal w pamięci traumę pierwszego porodu,nie chciałam być sama.
Strasznie się bałam,że sytuacja może się powtórzyć,że po raz kolejny będę musiała martwic się o dziecko sama.
Nie tym razem.Wszystko poszło świetnie.
Dziś stanęłam przed kolejnym dylematem-karmić nadal Wikę,czy zakończyć już tą cudowna podróż.Od jakiegoś czasu tak dotkliwie mnie kąsa,że aż boje się pomyśleć o kolejnym kp.chciałabym karmić do dwóch lat.Czy nam się to uda-zobaczymy.
Póki co nadal jest małą rozrabiarą i buzia jej się nie zamyka :)



poniedziałek, 2 czerwca 2014

Roczek Kruszynki i badania Adriana

30 maja nasz kochana Kruszynka skończyła roczek.Nie mam pojęcia,kiedy to zleciało.Bardzo szybko czas ucieka nam przez palce i czasem mam wrażenie,że nie wykorzystuję swojego życia i czasu z dziećmi na maksa.Ciągle mam jakiś niedostyt.
Imprezka urodzinowa zaczęła się w piątek po południu.Byli dziadkowie,pradziadek,ciocia,wujek i oczywiści nie mogło zabraknąć Natalki.Na szczęście udało im się opuścić szpital przed urodzinami Wiktorii.
Był tort,prezenty i fajna zabawa.
Tydzień wcześniej Adrian miał przeprowadzone badania w poradni psychologiczno-pedagogicznej celem wydania orzeczenia o potrzebie kształcenia specjalnego.Badanie trwało długo.Pani psycholog robiła z nim jakieś testy,a ja jak zwykle kwitłam na krzesełku przez prawie dwie godziny.
Większych zmian od ostatniego badania nie ma.W końcu dowiedziałam się,dlaczego Adrian ma wstręt do puzli.Od samego początku wolał klocki niż puzle.Jego mikrouszkodzenia mózgu nie pozwalają mu na odpowiednią ocenę obrazka i zawsze będzie miał z tym problem.Ułoży,ale bez większego entuzjazmu.
Uszkodzenia te nie mają znaczeni w życiu codziennym i w niczym mu to nie przeszkadza.Po prostu ujawnia się właśnie jeśli chodzi o układanie puzli.Nie pamiętam jak to się dokładnie nazywa,ale chodzi o coś tam przestrzenną.
Wielkimi krokami zbliża się koniec roku.Testy wypadły Adriankowi całkiem nie źle,jak na jego możliwości.Takiego wyniku nie spodziewałam się i jestem z niego bardzo dumna.Oboje jesteśmy.
Nadal różnica między dziećmi kolosalna.Wiktoria zaczyna pomału chodzić,mimo,że dopiero skończyła rok.U Adriana wszystko było bardzo trudne i szło bardzo powoli.Zaczął samodzielnie chodzić mają dwa lata i trzy miesiące,a i tak to chodzenie nie było rewelacyjne,zresztą tak jest do dzisiaj.Ale to nie jest naważniejsze.Najważniejsze jest to,że w ogóle chodzi,chociaż diagnozy początkowe były zupełnie inne.
Kiedyś ktoś mnie zapytał,kiedy następne dziecko u nas się pojawi.Nie mówię nie,zawsze chciałam mieć trójkę dzieciaczków.Co nie zmienia faktu,że nadal cholernie się boję.Mam wrażenie,że limit pecha,jeśli tak można to nazwać wykorzystaliśmy przy Adrianku.Tak zawsze powtarza mój M..Tyle już przeszliśmy złego i nie chodzi tu tylko o Adriana,ale tez o takie życiowe sprawy,że nie może nam już się nic przydarzyć.Tego się trzymałam będąc w ciąży z Wiktorią.Czy dałabym radę jeszcze raz przez to przejść?Pewnie tak.Ale czy chcę?No cóż,to już chyba inna kwestia.Na razie o tym nie myślę i czerpię radość z tego co mam.
Jestem szczęśliwą,spełniona mamą dwójki pogodnych dzieciaków i to jest najlepszy prezent jaki dostałam od życia.Czy będzie kolejny?????
Czas pokaże...