czwartek, 20 lutego 2014

Co jest trudnego w byciu rodzicem wcześniaka

W zasadzie mogę powiedzieć,że wszystko.Trudne początki,wyczekiwanie na każdą dobrą wiadomość.Musieliśmy nauczyć się cierpliwości.Nasz synek pojawił się na świecie niespodziewanie,10 tygodni przed wyznaczonym terminem.Nie byliśmy na to przygotowani,tak jak większość rodziców wcześniaków.No bo przecież nie tak miało być,mieliśmy mieć jeszcze czas na wszystko.Niestety.
Co było trudne w byciu mamą wcześniaka? Dla mnie pobyt w szpitalu-długie 56 dni był do wytrzymania.Mogłam być z naszym dzieckiem 24 na dobę.Gdy tylko działo się coś złego lub dobrego,od razu dostawałam informację na ten temat.Nie miałam ograniczonego dostępu do dziecka.Co było trudne?Ta bezsensowna niemoc,gdy patrzysz na swoje dziecko skute igłami,z mnóstwem kabli.Na dziecko,które cierpi i chcesz za wszelką cenę to cierpienie od niego zabrać-nie możesz.
Leżenie z innymi mamami na sali,które mają swoje pociechy przy sobie,patrzenie na ich radość ze świadomością,że twoje dziecko może umrzeć.Strach,codzienny ogromny strach.Brak wsparcia w postaci psychologa.Nikt nawet o tym nie wspomniał.Ja dałam radę,ale były kobietki,którym na prawdę było ciężko psychicznie,które załamywały się,ale kogo to wtedy obchodziło.Ciesz się kobieto,że możesz zostać z dzieckiem w szpitalu.
Walka o każdą kropelkę mleka,aby dać dziecku to co najlepsze.Aby szybko zdrowiał ,rósł i mógł wyjść do domu.Bardzo zazdrościłam kobietom,które przystawiały swoje maluszki do piersi i karmiły.Ja nie mogłam.Mogłam tylko patrzeć jak dostaje moje mleko przez sondę.To była moja rola,ściągnąć i zanieść na OIOM.W chwilach załamania-a było ich trochę-czułam się jak dojna krowa,do której przychodzi się po mleko.Ciągle ktoś wchodził z pytaniem-jeszcze pani nie ściągnęła,a to już czas kolejnego karmienia.No i jak to zrobić,jak ciągle nerwy,cały czas mówią tylko o jednym.To nie moja wina,że laktacja nie rozpędziła się tak jak powinna.Wczesny poród,ściąganie ręczne nie jest niestety w tym pomocne.Czułam się bezwartościowa,tak bardzo przygnębiona,zostawiona sama sobie.Ile łez wylałam"dojąc"każdą kropelkę pokarmu.Ale wiedziałam,że jestem potrzebna mojemu dziecku.
Udało sie rozpędzić laktację dzięki życzliwości niektórych osób w szpitalu-lekarzy i pielęgniarek.I szlag cię normalnie trafia,jak dowiadujesz się,że dziecko zostało nakarmione mm,bo pani nie chciało się przejść za ścianę i mnie zawołać.
Trudna była również rozłąka z M..Starał się być codziennie,wspierać mnie na tyle na ile mógł,ale przecież ja byłam mamą wcześniaka,a on ojcem.Chwile załamania były i to nie raz.Ciągle pytania,czy wreszcie będziemy wszyscy razem i co dalej?Jak dalej będzie wyglądało nasze życie?
No i okazało się po 56 dniach.Rodzice wcześniaka,pozostawieni sami sobie.Co robić z takim maluszkiem,czy wszystko jest dobrze?
Oczywiście nie było.Zaczęły się kontrole specjalistyczne i ciągle złe diagnozy.Trudno było słuchać,że nie wiadomo tak na prawdę co będzie z naszym dzieckiem.Bardzo obciążony wywiad ciążowo-porodowy,takie dostaliśmy rozpoznanie w Warszawie.Nadal nic nam to nie mówiło,chociaż wiedzieliśmy,że jest źle.
Trudno i ciężko patrzy się na cierpienie swojego dziecka.Ale najgorsza jest chyba ta niewiedza.Wyjazdy i rehabilitacja w pewnym momencie nic nie zmieniła.staneliśmy w miejscu.I kiedy została podjęta decyzja o pierwszej operacji,poczułam ulgę.W końcu ktoś wie,jak pomóc naszemu dziecku.
Ciężko jest być samej w trudnych chwilach.O wszystkim decydować.I tak naprawdę nie wiesz,czy robisz dobrze.Dziecko buntuje się i mówi,że męczysz go ćwiczeniami,bo go nie kochasz.Serce czasem się krajało,a w głowie ciągła myśl-robisz to dla niego.Tylko wytłumacz kilkuletniemu dziecku,że to dla jego dobra.Muszą go operować dla jego dobra,musi być zagipsowany dla jego dobra,po kilka razy w swoim życiu musi uczyć się chodzić-dla jego dobra.
Czasem znajomi zadają pytanie-jak ty to wytrzymujesz,jak dajesz radę ze wszystkim?
Odpowiedź jest prosta-czasem nie daję.Siedzę w ciemnym pokoju i ryczę jak dziecko.Ale wiem,że zaraz muszę się podnieść,przejrzeć na oczy i robić to co do tej pory robiłam przez poprzednie lata.Mam nagrodę,ale czy można to tak nazwać.Może mam to na co ciężko wszyscy pracowaliśmy mimo bólu,cierpienia,mimo chwil załamania.Mam samodzielne dziecko,chociaż w dużej mierze zasługę trzeba przypisywać Jemu.Jest dzielny,ambitny,inteligentny...Jest dla nas naszym cudem,naszą kochaną kruszynką,chociaż dziś ma już prawie 13 lat.Z wagi 930 g wyrósł fajny facet.Problemy zdrowotne ciągną zie za nami sznurem-mpd pod postacią czterokończynowej spastyki zostanie do końca życia.Cieszy nas każda wspólna chwila,chociaż ostatnio coraz ich mniej.Mamy siebie,a to jest najważniejsze.Razem możemy góry przenosić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz