czwartek, 17 października 2013

Wieczorową porą...

Cisza spokój.Dzieciaki spią,a ja sama znowu.Na szczęście tylko na kilka dni.Mimo tego różne myśli do głowy przychodzą.Jak to było,kiedy Adrianek był mały i jaka kolosalna różnica z małą Wikulą jest.Mimo tego,że jestem całymi dniami sama,nie czuje się bardzo zmęczona.nie mogę powiedzieć,że w ogóle,ale wszystko jest zupełnie inne.Przed narodzinami Wiktorii zastanawiałam się nie raz jak sobie poradzę z dwójką dzieci.Jeśli jeszcze dojdzie szkoła,małż w pracy...W praktyce wszystko samo się układa.Wszystko idzie jakoś tak spontanicznie i bez najmniejszych problemów.
Czasem nie mogę uwierzyć w swoje szczęście.Boję się,że pewnego dnia się obudzę i wszystko okaże się nieprawdą.Nie będę miała zdrowej córeczki i samodzielnego synka.A jednak to prawda.Adrian świetnie daje sobie radę,chociaż zawsze może być lepiej.Teraz mogę o tym napisać.Będąc kolejny raz w ciąży bałam się jak diabli.Nie chciałam bardzo pokazywać swojego strachu.Nie jedną noc płakałam w poduszkę-ze strachu,samotności a czasem i z bezsilności.Modliłam się do Boga,aby tym razem dał mi zdrowe dziecko.Czy gdybyśmy dostali chore,coś by to zmieniło? Hm...Na pewno byłoby tak samo kochane.Jednak chęć "nauczenia się"kochania i wychowywania zdrowego maluszka była ogromna.Ile razy zadawałam sobie pytanie-dlaczego ja muszę dźwigać ten krzyż przez życie.A właściwie to dlaczego właśnie nie ja?Czym różnię się od innych matek mających chore dzieci?Dlaczego właśnie nie mnie miało to spotkać?Jakiś cel na pewno w tym był.Jestem silniejsza,poznałam wiele wspaniałych osób borykających się z podobnymi problemami co nasze.Do dzisiaj utrzymujemy kontakt.Spotkaliśmy na swojej drodze wiele cudownych ludzi,którzy pragną nam pomóc.Nie poddałam się i walczyłam o swoje dziecko.Czy czuję się przez to lepszą matką od innych?Nie,bo pewnie każda matka skoczy w ogień za swoim dzieckiem.Nie poddałam się i wywalczyłam nagrodę.Dwie cudowne nagrody od życia-moje dzieci.



1 komentarz: